niedziela, 20 listopada 2011

Dusza Mroku: Rozdział 3

Witajcie;*
Cieszę się niezmiernie, że tak wam się podoba opowiadanie:) Miło było poczytać wasze komentarze.
A dzisiaj oddaje wam w ręce 3 rozdział! Pisanie mimo braku czasu idzie mi lepiej niż poprzednio, a to zasługa mojego nowego nabytku: zeszytu, który towarzyszy mi wszędzie:) Zapisuje swoje pomysły i tym samym rozdziały powstają szybciej:)
No ale dość gadania:D
Zapraszam na część 3. Nie jest zbyt długa, akcji również w niej nie ma, ale obiecuję wam, że od następnego zacznie się coś dziać:) Będę też powoli wdrażać historię Mrocznych i ich wrogów. Dlatego zapraszam do śledzenia wszystkich rozdziałów.
Enjoy!
P.S: Z dedykacją dla Zosi;*


Rozdział 3 
Carter spała bardzo mocno. Była totalnie wykończona całym dniem w pracy. Sen był dla niej jak balsam regenerujący, który pozwolił jej na naładowanie wszystkich baterii. Od dawna nie miała okazji przespać całej nocy, aby później obudzić się maksymalnie wypoczętą. Za każdym razem dzwonił budzik, który przerywał jej rozkoszne sny.
Czuła się dziwnie. Nie dość, że budzik wcale nie zadzwonił, to miała sen. Śniło jej się, że została porwana przez wysokiego przystojniaka, który onieśmielał ją przy każdym spojrzeniu. Nie był dla niej subtelny, ale również nie skrzywdził jej. Po upłynięciu konwersacji między nimi stało się coś bardzo nieoczekiwanego…
Westchnęła na wspomnienie upojnej nocy z kochankiem. Nadal czuła go w sobie i na sobie, jego pieszczoty wciąż do niej powracały…
Czar jednak prysł, kiedy usłyszała chrapanie. Zamrugała gwałtownie i wyciągnęła rękę za siebie. Natknęła się na coś twardego, a zarazem delikatnego jak skóra niemowlaka. Zacisnęła dłoń na skórze i dech zaparło jej w piersi. Czysty, bez grama tłuszczu biceps. Biceps mężczyzny.
O żesz kurka!
Odwróciła powoli głowę i ujrzała wielkie ciało mężczyzny. Spał na prawym boku, a oddech unosił jego plecy w górę i w dół. Kiedy zorientowała się, gdzie się znajduje, od razu zaczęła składać fakty. Otworzyła szeroko oczy i krzyknęła.
***
Derek zerwał się na równe nogi, słysząc krzyk Carter. Wyskoczył z łóżka jak oparzony i chwycił swój ukryty pod kurtką miecz. Wycelował go w stronę klap przyczepy, ale nikogo nie zauważył. Byli sami. Alarm wszczęto bezpodstawnie.
Westchnął i odwrócił się w stronę kobiety. Siedziała na łóżku, podciągając prześcieradło pod samą szyję. Jej szeroko otwarte oczy i zaciśnięte usta skanowały jego twarz. I ciało.
Czy mam na twarzy jaszczurkę?, spytał siebie.
- Co się stało? – spytał, odkładając miecz z powrotem.
- Ty tutaj spałeś! – wrzasnęła. - Spałeś ze mną!
- Złociutka, nawet nie wiesz, jakbym chciał – odparł. – Ale niczego między nami nie doszło, przecież ci obiecałem…
Spojrzała na niego i omal nie wyszła z siebie. Jej twarz stała się lekko czerwona, a złość kipiała z każdego pora jej skóry. Jeszcze chwila, a wybuchłaby.
- To dlaczego tutaj spałeś?! – spytała, mierząc go wzrokiem.
Derek przeczesał włosy dłonią i klapnął na fotel.
- To chyba normalne, że sypiam we własnym łóżku. Co w tym zaskakującego?
- No nie wiem, może to, że ja w nim też spałam!
Derek zaśmiał się i pokręcił głową. Ta kobieta była niemożliwa!
- Boże, tobie naprawdę potrzebne jest dobre bzykanko, bo nie rozróżniasz już dwóch pojęć spania ze sobą…
Oczy Carter omal nie wyszły całkowicie na wierzch. Nie mógł się powstrzymać, aby dodać od siebie coś jeszcze.
- A jeśli chcesz, ja będę tym, który ci w tym pomoże…
Mówiąc to, zatrzepotał rzęsami i uniósł brwi pytająco. Kobieta wyskoczyła z łóżka, ale zatrzymała się zaraz przed wyjściem z przyczepy.
- Wiesz, ty nie jesteś tylko bezdusznym mordercą! Jesteś też chorym i zboczonym głupkiem!
Przełknęła głośno i zaczęła łapać spazmatycznie powietrze.
- Słoneczko, wysil się bardziej, to też już kiedyś słyszałem – powiedział spokojnie. – A teraz usiądź i się uspokój wreszcie. Za jakąś godzinę zatrzymamy się, aby coś zjeść i się odświeżyć.
- Nie będę się uspokajać!
Derek pokręcił głową i wyciągnął telefon. Wybrał numer ich kierowcy i przycisnął telefon do ucha.
- Cześć, Mike. Słuchaj, zatrzymaj się przy pierwszym lepszym barze, jesteśmy głodni… Tak, weź coś na ząb i może trochę melasy na uspokojenie dla naszej pani. Acha, zahacz od razu o jakiś butiki, czy jak to się nazywa, i kup jakieś ubrania dla kobiety. – Zakrył dłonią telefon i zwrócił się do Carter:
- Jaki nosisz rozmiar?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, wrócił do rozmowy.
- Rozmiar taki jak nosi Irmina, może ciut mniejsze. Załatw mały zapas kofeiny dla mnie jak możesz… Tak, ja też cię kocham, stary, ale nie każ mi więcej tego powtarzać.
Rozłączył się i schował telefon do kieszeni. Uniósł wzrok na Carter, a kiedy napotkał jej spojrzenie, puścił do niej całuska, co spotkało się z jej komentarzem.
- Zapyziały padalec – bąknęła pod nosem.
- No brawo,  tego jeszcze nie słyszałem!
***
Carter była bliska wybuchu. Mężczyzna nie dość, że ją porwał, ciągle ją irytował. Jak on w ogóle śmiał kpić z niej i jej życia seksualnego? Przecież nie wiedział o niej niczego. Spotkali się raptem zeszłego wieczoru, a on zaczął pouczać ją, jak ma się kierować w życiu.
Stojąc w miejscu mierzyła go wzrokiem. Dopiero teraz spostrzegła, że nie miał na sobie koszulki, a jego wyeksponowana klatka piersiowa wprost raziła po oczach. Czyste mięśnie pokryte były delikatną skórą, która nawet w słabym świetle odznaczała się od otoczenia. Mimo, że starała się na niego nie patrzeć, jego uroda wprost przyciągała ją.
Przez trzydzieści minut nie odzywali się, panowała zupełna cisza, która dzwoniła Carter w uszach. W tle słychać było jedynie warkot silnika ciężarówki, który był bardziej wkurzający niż złośliwa mucha koło nosa. Carter nie zamierzała zbliżać się do mężczyzny, więc cały czas stała oparta o ścianę. Kątem oka go obserwowała. Gdy nie patrzył na nią, bawił się kostką rubika lub strzelał kłykciami. W tych momentach nie mogła go w ogóle rozgryźć. Zaczęła sie zastanawiać, czy naprawdę jest takim dupkiem, czy zachowuje się tak tylko wobec niej? Kiedy siedział spokojnie, nic nie mówiąc, wydawało jej się, że jest zwyczajnym mężczyzną. Mimo, że potrafił ją niesamowicie zdenerwować, w pewien sposób ją pociągał. Oprócz świetnego ciała był nieziemsko przystojny, co z pewnością było zauważane przez inne kobiety. Była niemal pewna, że oglądały się za nim, kiedy szedł ulicami miasta.
Tylko że one nie znały jego prawdziwej natury – mordercy.
Otrząsnęła się z marzeń w chwili, gdy drzwiczki przyczepy otworzyły się. Instynktownie rzuciła się do ucieczki, lecz w ułamku sekundy pole widzenia przysłonił jej nagi tors mężczyzny. Uniosła głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy.
- Nie tędy droga, słonko – odparł, uśmiechając się kątem ust. Zacisnęła mocno szczękę.
- Dupek – warknęła cicho.
Odsunęła się od niego i skierowała w stronę fotela.
- Mama jest pewnie dumna z twojego języka – cmoknął.
Puściła uwagę mimo uszu.
Oklapła na fotel i spojrzała w kierunku wyjścia. Pojawił się w nich młody mężczyzna, na około dwudziestoletni. Miał ładny uśmiech i duże brązowe oczy, a gdyby nie jego zarost, pomyślałaby, że chodzi do liceum.
- Siemasz, stary – przywitał się. Spojrzał ponad ramieniem mężczyzny, dostrzegając Carter. Skinął jej głową na powitanie i wrócił wzrokiem do wysokiego faceta przed nim.
- Masz co nieco, Mike? – spytał mężczyzna.
- Jasne. Cztery duże cheeseburgery, trzy duże porcje frytek, cole, dwa kubełki kurczaka i muf finki z malinami. A dla kobiety torbę najpotrzebniejszymi rzeczami…
- Dzięki, Mike. Wiedziałem, że można na tobie polegać.
- Dobra, tylko za bardzo się nie przyzwyczajaj.
Zaśmiali się. Chłopak o imieniu Mike podał mężczyźnie białe opakowania z logiem Mc’Donalds i torbę z ubraniami. Dostrzegła, że widnieje na niej nazwa jej ulubionego butiku. Skąd wiedział, że to jej ulubiona marka?
- Mike, wsiadaj! Nie pozwolę ci prowadzić o głodzie! – zawołał, kiedy chłopak zaczął zamykać przyczepę.
- Nie chcę przeszkadzać- odparł, zerkając na Carter. – Z resztą, mogę zjeść w szoferce.
- Nie wygłupiaj się.
Mike wskoczył do środka i przymknął drzwiczki. Usiadł razem z mężczyzną na kanapie i zaczęli wyciągać jedzenie. Mała torebka wystrzeliła w jej stronę. Złapała cheeseburgera w ostatniej chwili.
- Zjedz, dobrze ci to zrobi – odparł mężczyzna, patrząc na nią. Chwycił za jedno skrzydełko kurczaka i zaczął jeść.
Carter zajrzała do środka wielkiej bułki i przełknęła nerwowo. Nienawidziła pustych kalorii. Całe życie musiała unikać Fast foodów, by utrzymać zgrabną sylwetkę. Jadała zawsze zdrowo, chodziła na aerobik, ćwiczyła jogę, a gdy udało jej się wcześniej wstać, biegała. Nie miała zamiaru niszczyć swoich wysiłków jednym cheeseburgerem.
Ale głód może zrobić z człowieka bestię…
Poczuła w żołądku kłujący ból i skurcz, który mówił jej, jak bardzo była głodna.
- No dalej, nie są zatrute – zachęcił ją Mike, uśmiechając się.
- Nie macie jakiejś sałatki? – spytała z nadzieją.
- Zieleniną odżywiają się krowy na pastwisku. I króliki. Lubisz króliki, Carter? Bo ja bardzo. Z natury są naprawdę słodkie, ale wolę ostry charakter samców, którzy wiedzą, jak zaimponować samicom…
Mike, słysząc te słowa, omal nie zakrztusił się skrzydełkiem. Mężczyzna jednak z nonszalancją wrócił do jedzenia, jakby wygłaszał takie bzdury na co dzień. Upił łyk coli i skupił się ponownie na kurczaku.
- Spokojnie, jeden cheeseburger nie zrobi krzywdy twojej figurze – odparł Mike, nadal się śmiejąc.
Kolejny raz przełknęła i spojrzała na bułkę. Kolorowe dodatki i pachnący sos zawróciły jej w głowie. Zamknęła oczy i ugryzła kęs. Mmm, poezja, pomyślała. Wzięła kolejny i znów następny. Cały czas delektowała się smakiem, jakby po raz pierwszy w życiu zjadła coś, co ma inny smak niż jogurt naturalny.
Kiedy otworzyła oczy, spostrzegła, że mężczyźni patrzą na nią. Mike uniósł wysoko brwi, a jej porywacz uśmiechał się kącikiem ust.
- Chyba jej smakuje – skomentował.
Wybuchli śmiechem. Kręcąc głowami wrócili do jedzenia frytek. Carter czuła się jeszcze gorzej niż wcześniej. Mimo, że zaspokoiła głód, ciągle złość trawiła jej ciało. Miała powyżej uszu ich obu.
- Wybaczcie, że przerywam tę sielankę mięczaków- zaczęła – ale chciałabym się przebrać i odświeżyć.
Mężczyźni spojrzeli na nią. Mike rozdziawił usta.
- Cholera, kobieto, wiesz w ogóle z kim zadzierasz? – spytał, zezując w kierunku swojego towarzysza.
- Nie, nie mam pojęcia, bo nawet się nie przedstawił – powiedziała.
- Jestem Derek Aleksander Nowitzki – odparł mężczyzna.
Spojrzała na niego. Ciągle coś jadł, lecz po jego humorze nie było śladu. Nawet na nią nie patrzył.
Wtedy przypomniała sobie, jak mówił, że jest obrońcą jej rasy. Kim więc był naprawdę?
- Czym ty jesteś? – spytała.
Mike spojrzał na Dereka, unosząc brwi.
- Nie chcesz wiedzieć – odparł, zaciskając szczękę.
- Jesteś wampirem? – ponownie zadała pytanie.
Usta mężczyzny drgnęły. Zaraz potem uśmiechnął się szeroko, kręcąc głową. Wyjął dwa frytki i wsunął między zęby.
- Draculo, drżyj przede mną – zadrwił. – Słonko, we mnie jest tyle z wampira, co w Mike’u z wróżki…
Wyjął frytki i zjadł je. Mike zaśmiał się szczerze.
- Nigdy nie pomyślałem, stary, żeby badać swoje geny pod tym kątem.
Teraz oboje śmiali się jak dzieci. Carter siedziała na fotelu i ledwo powstrzymywała się od krzyku frustracji.
- No dobra, zostawmy to na później… Gdzie będę mogła się odświeżyć? – spytała.
Spojrzeli po sobie.
- Mike zawiezie nas na stacje benzynową. Umyjesz się i przebierzesz w toalecie.
- Co? – krzyknęła. – Nie będę się myła w publicznej toalecie!
- Zwolnij, Kocurku – odparł spokojnie Derek. – Nie będziemy specjalnie płacić na łazienkę hotelu…
- Czy to tak trudno załatwić dla takiego faceta jak ty?
Zmierzył ją wzrokiem.
- To co, może jeszcze masaże w SPA mam ci załatwić na bolące stopy? – zakpił. Zniżył głos, który zbliżony był do warknięcia.
- Trzeba było mnie zostawić, nie miałbyś problemu – warknęła.
- Uwierz mi, ty miałabyś większe, gdybyś została…
Nie mogła już tego znieść. Odwróciła się do niech plecami i zdusiła płacz. Zamknęła oczy, próbując się uspokoić. Ani Mike ani Derek nie zaczepiali jej więcej, dlatego miała czas aby pomyśleć. Rozmawiali ze sobą, nadal żartując z siebie i jedząc.
Minęło około kolejnych pół godziny. Carter wciąż siedziała bezruchu, nasłuchując dwóch mężczyzn za jej plecami. Jakieś dziesięć minut wcześniej urządzili sobie zawody w bekaniu, co prawie doprowadziło ją do białej gorączki. Tylko cud uratował ich od jej wybuchu.
Teraz zastanawiała się, co zrobić, aby się wydostać z tego szaleństwa. Jeśli zgodzi się zostać w towarzystwie Dereka, zwariuje do reszty. Jej cierpliwość miała swoje granice, a ten mężczyzna przekraczał je już wielokrotnie. Poza tym musiała wracać do pracy. Jej znajomi zaczną wariować, kiedy dowiedzą się, że zniknęła w ten sam wieczór, co skradziono jej auto. Policja zacznie jej szukać, a gdy wróci z podróży, nagle, nie będzie potrafiła wyjaśnić, gdzie się podziewała…
Westchnęła głęboko. Zorientowała się, że rozmowy mężczyzn ucichły. Odwróciła głowę w chwili, gdy  przed jej twarz wystrzeliło białe pudełko.
- Muffinke? – spytał Mike, podsuwając pudełko bliżej.
Chciała się powstrzymać, ale nie mogła. Zapach malin wywiercał jej dziurę w mózgu, powodując całkowity paraliż jej wewnętrznego głosu, który krzyczał „Nie!”. Chwyciła za babeczkę i ugryzła duży kęs, układając w głowie plan ewentualnej ucieczki…

niedziela, 13 listopada 2011

Dusza Mroku: Rozdział 2

Witajcie!
Cieszę się, że opowiadanie przypadło wam do gustu:) Wasze cudowne komentarze podbudowały mnie ostatnio i aż chciało się dla was pisać. Dziękuję;*
Będę się starać wstawiać nowe rozdziały jak najczęściej, ale nie mogę tego obiecać. Nie mam zbyt dużo czasu na pisanie, więc musicie uzbroić się w cieprliwość...
Nie przedłużając, zapraszam na rozdział 2! I oczywiście śmiało komentujcie:D

Rozdział 2

Carter przez dobrą chwilę była wpatrzona w granatowe tęczówki jej porywacza. O czym on, do cholery jasnej, mówił? Jaki znowu mroczny? To był jakiś rodzaj żartu? Bo ona raczej go nie kupowała. A może to jej nudni koledzy z pracy wrobili ją i pragną przyłapać w ukrytej kamerze? Ileż by dała, żeby ciężarówka stanęła, a pod klapami przyczepy pojawili się wszyscy z biura z bukietem kwiatów i kamerą. Wspólnie krzyknęliby „Przyłapana!” i byłoby po kłopocie. Ale raczej nie mogło być mowy o żadnym telewizyjnym show. Wyczytała to ze spojrzenia Zorro.
Poderwała się z miejsca i doskoczyła do wyjścia z przyczepy. Zaczęła w nie walić pięściami, drapać paznokciami, ale niczego to nie dało. Klamka znajdowała się po drugiej stronie. I nie zapowiadało się na to, aby mieli zamiar ją wypuścić.
Dysząc, odwróciła się i oparła plecami o lewe drzwiczki. Zmierzyła wzrokiem Zorro, który miał z niej niezły ubaw.
- Co chcesz ze mną zrobić?! – wrzasnęła.
- Usiądź i się nie denerwuj – odparł spokojnie.
Ma się nie denerwować? Nie denerwować? Utknęła w ciężarówce z psychopatą, który nazwał siebie ciemnym czy mrocznym. Nie ważne. Musiała się od niego uwolnić. I jak tu się nie denerwować?
- Wypuść mnie! – zażądała.
Pokręcił przecząco głową i wskazał na jeden z foteli.
- Usiądź – powiedział.
Nie mogła uwierzyć, że tak bardzo lekceważył ją. Był nader spokojny, jakby robił takie rzeczy na co dzień. Zaraz, w końcu był porywaczem. I mordercą.
Założyła ręce na piersi i próbowała się uspokoić. Z marnym skutkiem. Serce waliło jej w piersi, a całe jej ciało drżało. Nie wiedziała jednak, czy bardziej ze strachu czy z wściekłości.
- Dokąd mnie zabierasz? – spytała po chwili.
Granatowooki przetarł oczy i spojrzał na nią. Westchnął ciężko, przez co szwy w jego ubraniach zatrzeszczały w proteście.
- Zabieram cię do mojego kraju. Musimy cię zrestartować.
Co???
- Co chcesz mi zrobić? I do jakiego kraju mnie wywozisz? Wiesz, że to podlega pod porwanie? Użycie siły wobec mnie i wywóz poza miejsce zamieszkania bez mojej zgody jest karalne. Wiedziałeś o tym, czy może zapomniałeś o tym drobnym szczególe?
Jednym tchem wydobyła z siebie te wszystkie nurtujące pytania. Patrzyła, jak jego twarz kamienieje, kiedy szykował się do odpowiedzi.
- Mój kraj leży w innym stanie, lecz nie mogę zdradzić, gdzie. I wiem, że porwania są karalne, ale nie musisz się obawiać, bo wrócisz do domu cała i zdrowa. Calutka cacy.
Zmrużyła oczy. Jaki w  tym wszystkim jest sens?
- To po co mnie w ogóle ze sobą zabrałeś? Mam pracę i kredyt do spłacania. Szefowa mnie nie cierpi i tylko czeka na moment, aby mnie zwolnić. Wielkie dzięki, ale pewnie jutro nie będę już miała posady…
Po co ona mu to wszystko mówiła? Nie miała pojęcia, ale im więcej się denerwowała, tym więcej paplała jak najęta. O wszystkim.
- Jak mówiłem, tamci dwaj w parku nie byli ludźmi. Byłaś świadkiem mojej walki i tym samym zostałaś narażona na ich najście i zabicie cię. Jestem obrońcą twojej rasy, więc wykonuje tylko swoje obowiązki.
Zaraz, czy on powiedział: twojej rasy?
- Kim ty jesteś? – spytała, przyciskając swe ciało bardziej do drzwiczek.
- Usiądź, a ci wszystko wyjaśnię. Mamy czas. A zważając na fakt, że po powrocie nie będziesz niczego pamiętać, mogę zaryzykować.
Poklepał miejsce naprzeciwko siebie i poczekał na jej ruch. Chyba śnił, jeśli ona zgodzi się usiąść tak blisko niego. Nie ważne, czy był przystojny jak grecki bóg. Bała się go, a od niedawna zaczął ją totalnie wkurzać.
Westchnął zrezygnowany i oparł się o oparcie fotela. Założył nogę na nogę i spojrzał na nią.
- Boisz się usiąść? Równie dobrze mogę do ciebie podejść i posadzić siłą, nie sądzisz? Mam jednak we krwi nieco dobrego wychowania i daję ci wybór.
Punkt dla niego.
Carter skrzyżowała ręce na piersi i kilkakrotnie westchnęła. Miała powyżej uszu tej chorej sytuacji i jeśli nie wymyśli jakiegoś planu ucieczki…po prostu musi coś zrobić.
Biorąc się na odwagę zrobiła ostrożnie kilka kroków i usiadła naprzeciwko mężczyzny.
***
Derek nie miał pojęcia, co zrobić. Zabierając ze sobą kobietę, narażał siebie i swoją rasę. Wkraczając w armię Mrocznych przyrzekał, że nigdy nie ujawni swojej siły, swojej misji ani nigdy nie połączy się z człowiekiem. Nigdy. Kodeks zabraniał surowo wszelakich kontaktów z rasą ludzką, zwłaszcza tych najbardziej intymnych…
Pieprzyć Kodeks!
Właśnie usiadł przed nim najgorętszy towar, jaki w życiu spotkał. Nawet Irmina, jego koleżanka po fachu, nie mogła się do niej porównywać. A mówiąc sobie szczerze, Irmina była chodzącą seksbombą.
Więc jak mogła być od niej lepsza?
Normalnie. Derek o tym wiedział. Blond włosa kobieta o bujnych kształtach równomiernie rozłożonych w miejscach, na które ślinka ciekła, o dużych zielonych oczach, otoczonych ciemnymi cienkimi rzęsami, pełnych ustach i rumianych policzkach. Miodzio! Na sam widok miał ochotę oblizać palce. Kobieta jednak była okropnie wystraszona, co wcale go nie dziwiło. Jej przerażenie było uzasadnione. Była świadkiem, jak rozrywa bebechy w parku jego dwóm wrogom. Co z tego, że obronił ją przed pewną śmiercią, skoro myślała, że dopiero teraz padła ofiarą mordercy…
I właśnie porwał ją ze sobą, zamiast pozwolić jej grzecznie wrócić do domu.
Ale z niego dupek.
Przeciągnął dłonią po włosach i spojrzał na kobietę, siedzącą w fotelu przed nim. Patrzyła na niego skoncentrowana, jakby miał na twarzy wyrysowaną mapę. Z pewnością oczekiwała wyjaśnień.
I co ma jej powiedzieć? Prawdę? W sumie może to zrobić, skoro w jego Kraju zajmą się jej pamięcią. Wypiorą jej mózg, aby nie mogła ich więcej pamiętać. Będzie myślała, że zachorowała i obudzi się nagle, w swoim domu, cudownie uzdrowiona. Ot cała filozofia.
Chociaż wcale nie było potrzeby zabierać ją ze sobą. Wpuszczając ją w świat Mrocznych, jego rodziny i rodziny innych rodzin, itede itepe, łamał Kodeks, co łączyło się z pewną karą. Ale co go to obchodziło? Bynajmniej nic.
Chociaż jak pomyślał o swoim ojcu, który prawo przestrzegał jak nikt inny, mógł poczuć dreszcze. Gdyby dowiedział się, że jego pierworodny łamie święte prawo Kodeksu Wojownika, powiesiłby go za jaja, upewniając się, że wcześniej szczelnie owinął je drutem kolczastym.
Jaaaa cię kręcę.
Otrząsając się z rozmyślań, ponownie zajrzał w oczy kobiety przed nim. Miała mocno ściśnięte dłonie na podołku i nerwowo patrzyła na niego. Co w niej sprawiało, że łamał wszystkie zasady?
- Jak masz na imię? – spytał.
Kobieta drgnęła, bynajmniej zaskoczona jego łagodnym tonem.
- Carter – odpowiedziała.
Jej zmrużone oczy mówiły, że niechętnie będzie odpowiadać.
- Miło mi cię poznać, Carter.
Jej lewa brew uniosła się w górę.  
- To jakiś rodzaj gry wstępnej? – spytała.
Zaśmiał się.
- Tak, gra wstępna w stylu „Powiedz mi coś o sobie, zanim cię zabije”.
Kobieta zamrugała gwałtownie. Widział dokładnie, jak nerwowo przełyka. Po chwili jednak opanowała się.
- Cóż, pewnie będziesz się świetnie bawił – prychnęła. – Zanim jednak mnie poćwiartujesz, pozwól, że ci coś powiem…
Nachyliła się w jego stronę i spojrzała mu głęboko w oczy. Cholera, od razu od jej czujnego spojrzenia zrobiło mu się ciaśniej w spodniach. Rozporek zaczął go uwierać.
- Może i tamci dwaj mnie zaskoczyli, ale nie zrobili mi nic złego. A ty ot tak podszedłeś i zadźgałeś ich na śmierć! Wiesz, jak mówią na takich jak ty? Bezduszni mordercy! Jesteś okropnym, nieczułym, bezczelnym, kpiarskim, bezdusznym mordercą! I wiesz co? Wcale się nie przejmuję, że mnie zabijesz. Możesz to zrobić nawet teraz. Przynajmniej nie będę musiała znosić twojego towarzystwa.
Derek patrzył na kobietę, nie mogąc pojąć tego, co właśnie powiedziała. Powróciła na swoje miejsce i z determinacją wypisaną na twarzy wpatrywała się w niego. Gdy przetrawił nieco sens tych słów, odchylił głowę do tyłu i ryknął śmiechem.
- Co w tym śmiesznego? – spytała poirytowana.
Otarł łzy z policzka i spróbował się opanować. Trzęsąc się ze śmiechu, spojrzał na nią i ponownie zarżał.
- No co?!
Spojrzał na nią przez łzy i pokręcił głową.
- To najmilsza rzecz, jaką usłyszałem w życiu.
Próbując się jakoś uspokoić, Derek obserwował kobietę, która nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Patrzyła na niego całkowicie zbita z tropu. Jej wielkie jak spodki zielone oczy wprost świdrowały go całego.
- Zarozumiały dupek – mruknęła.
- Tak, to też już słyszałem…
Westchnęła parokrotnie i odwróciła wzrok w kąt. Natychmiast się uspokoił i spojrzał na nią. Nie mógł rozgryźć emocji na jej twarzy.
- Co jest? – spytał.
Wzruszyła ramionami. Dostrzegł, jak jej szczęka zaciska się mocno, kiedy odwracała głowę z powrotem w jego stronę.
- A jak myślisz? Właśnie jakiś psychol wywozi mnie z kraju, a ja mam się z tego cieszyć?
Jej głos był przepełniony goryczą i złością tak wielką, że odruchowo się odsunął. Jednak nazwanie go psycholem wcale mu się nie spodobało.
- Słuchaj, słoneczko. Gdyby nie wyższa konieczność, nie zabierałbym cię ze sobą. Tak dla ścisłości: jedziesz ze mną tylko dlatego, żebyś w przyszłości mnie więcej nie zobaczyła.  Kapujesz?
Zmrużyła jeszcze bardziej oczy, ale nie odezwała się. Splotła ręce na piersi i zapatrzyła się w jakiś punkt z boku. Derek nie bardzo wiedział, jak z nią rozmawiać. Zaczęły go nachodzić wątpliwości, czy czasem nie zostawić jej w spokoju. Przysłałby swojego brata, aby wyczyścił jej wspomnienia o nim i nie musiałby robić sobie tyle zachodu. W końcu zainteresowanie było jednostronne. Co mu z tego?
***
Zbliżała się godzina jedenasta w nocy. Carter ledwo trzymała się na nogach, ale bała się zasypiać. Mężczyzna siedzący przed nią może nie miał zamiaru jej zabić, ale co z innymi formami przemocy? Wolała nie ryzykować.
Ten facet miał bardzo dziwne zmiany nastroju…, myślała gorączkowo. Najpierw groził jej, później był milutki, później znów zaczął się denerwować, a później śmiać się jak głupi. Co z nim było nie tak? Nie, to złe pytanie. Kim on był, że ją zabierał? Dokąd ją zabierał? I co miał na myśli, mówiąc, że chce ją zrestartować?
- Może się prześpisz? Jest późno…
Drgnęła, gdy usłyszała głos mężczyzny. Cholera, nawet nie wiedziała, jak ma na imię.
- Nie jestem śpiąca – bąknęła w odpowiedzi.
- Taa, jasne, a ja jestem wróżka zębuszka. Możesz się położyć, obiecuję, że nic ci się nie stanie…
Carter uniosła brwi. Ten gość był naprawdę dziwny…
- Jaką mam pewność, że jak położę się spać, nie zrobisz mi krzywdy? – spytała po chwili.
Westchnął.
- Gdybym chciał cię skrzywdzić, zrobiłbym to jeszcze w parku, nie sądzisz?
- Nie o to pytałam…
Mężczyzna uniósł lewa brew i uśmiechnął się kącikiem ust. Dech jej zaparło, kiedy ujrzała tak męski, uwodzicielski uśmiech.
- Sypiam tylko z kobietami, które wyrażą na to zgodę. Jeśli o to pytasz..
Spłonęła lekkim rumieńcem, ale skinęła głową. Jej wzrok zawisł na wielkim łożu dla dwóch osób. Dwoje kochanków, pomyślała. Odegnała jednak szybko tę myśl, kiedy przypomniała sobie, dlaczego tutaj jest.
- Prześpij się – zachęcił ją po raz kolejny.
Spojrzała na niego z dezaprobatą.
- Nie mam niczego do spania. A przy tobie nie zamierzam się rozbierać – odparła.
- Wielka szkoda – cmoknął. – Śpij w ubraniu, jutro skombinujemy ci jakieś świeże rzeczy.
Oczy Carter coraz bardziej kleiły się do siebie, więc powoli udała się w stronę łóżka. Usiadła na jego brzegu i spojrzała na swojego porywacza. Cały czas się na nią patrzył.
- No już, połóż się. Przecież obiecałem, że ci włos z głowy nie spadnie…
Przełknęła ślinę ale posłusznie ułożyła się na materacu. Zdjęła buty i kurtkę, którą odwiesiła na ramie łóżka. Przykryła się szczelnie prześcieradłem i ledwo powstrzymała się od jęknięcia. To łóżko było świetne! Czuła się, jakby dryfowała w powietrzu, pościel starannie przylegała do jej ciała. A poduszki…wprost otulały jej głowę, jakby zostały zrobione na miarę.
Odwróciła się plecami do mężczyzny i wbrew zdrowemu rozsądkowi, zasnęła.